Wywóz śmieci Warszawa
Poniższa historia (prawdopodobnie) nie miała prawa się wydarzyć, ale się wydarzyła. Może to kilka pomyłek spowodowało, że drobna komplikacja życiowa Warszawiaka, a potem działania urzędników którzy nie umieli sprawy wyjaśnić – sprawiły, że powstał wielki absurd, na miarę komedii Barei. Ale zacznijmy od początku
Spis treści:
Śmieci Nowaka z Ochoty
Pan Nowak (nazwisko zmienione) od ćwierć wieku mieszka na Ochocie w Warszawie, na osiedlu domków jednorodzinnych i jest z tego faktu generalnie zadowolony. Pracuje, żyje jak każdy i jak każdy wraz z rodziną produkuje śmieci. Segreguje je i wystawia do odbioru. Potem przyjeżdża ekipa, odbiera śmieci, a on co miesiąc za to płaci. Aż pewnego dnia, wiosną 2023, wszystko się zmieniło. Ekipa śmieciarzy zaczęła ignorować posesję Nowaka, a raczej jego śmieci. Przyjechali jak zawsze, odebrali śmieci, ale były to śmieci wszystkich mieszkańców osiedla – z wyjątkiem jego śmieci.
Może się pomylili, przeoczyli – pomyślał Nowak. Jednak kilka dni później sytuacja się powtórzyła. Przyjechali na osiedle, odebrali śmieci (tym razem te posegregowane, w żółtych workach). Śmieci mieszkańców wszystkich domków osiedla, z wyjątkiem śmieci Nowaka. Wystawił je w przeddzień zaplanowanej wizyty śmieciarzy w widocznym miejscu, w altance śmieciowej, jak zwykle.
Tu już przypadku być nie mogło. A jak trzeci raz znów nie odbiorą? Co Nowak zrobi z coraz większą górą śmieci? Czyżby miał aż takiego pecha, że zawsze zapominają zabrać akurat jego śmieci?
Ponieważ rodzina Nowaka śmieci nadal produkuje, zabrakło żółtych worków. Zawsze śmieciarze zabierali żółte plastikowe worki z zawartością i dawali puste, w które można wkładać kolejne plastiki i metale. Tymczasem Nowak został ze swoimi (nieodebranymi) śmieciami w żółtych workach i nie miał w co wkładać kolejnych. Żółte worki zmoczone deszczem wstawił z powrotem do domu, bo wiedział, że kruki chętnie dobierają się do takich rarytasów, dziobią, a śmieci fruwają, zanieczyszczając polską stolicę.
Nowak protestuje, urzędnicy filozofują
Po kilku dniach żona Nowaka zatelefonowała na stosowną infolinię. Dwie rodziny czekania na połączenie, w końcu przekazała sprawę urzędniczce. Ta zanotowała wszystko i obiecała sprawę wyjaśnić. Kilka dni później przyszedł SMS. Krótkie wyjaśnienie, które definitywnie zamykało interwencję Nowakowej warszawski urzędnik skwitował informacją, że opisane zdarzenie jest „mało prawdopodobne”.
Matematyk z urzędu zamiast zająć się sprawą, zajął się rachunkiem prawdopodobieństwa. Nowakowej dano do zrozumienia, że skłamała i niepotrzebnie zajmuje urzędnikom cenny czas. A przecież nie chodziło o prawdopodobieństwo i wyrażenie mądrej, urzędniczej opinii, lecz oczywisty fakt: od Nowaków od kilku tygodni nie odbierają śmieci. Nikt nie miał ochoty tego sprawdzić, żaden urzędnik nie chciał sprawy wyjaśnić. Zasugerowano, że sprawa jest najprawdopodobniej „wymyślona”. A jak odpowiedź się nie podoba – można znów zatelefonować i siedzieć ze słuchawką przy uchu 2-3 godziny, czekając na połączenie.
Pewnie 95% ludzi w tej sytuacji rezygnuje, ale nie Nowak.
Nowak się wkurzył, włączył Internet, wszedł na stronę warszawa19115.pl. Po dwóch godzinach oczekiwania na rozmowę na czacie, odpowiedziała osoba z warszawskiego urzędu. Nowak sprawę wyłożył ponownie, dostała ona kolejny numerek, podał numer swojej komórki. Nazajutrz dostał SMS-a z pytaniem, czy na posesji jest altanka śmietnikowa (zwana też wiatą śmietnikową – czyli specjalnie wydzielone miejsce). Zaraz, zaraz, przez ćwierć wieku nikt o to Nowaka nie pytał i śmieciarzom to nie przeszkadzało w odbieraniu śmieci. Czyżby w Warszawie zmieniły się jakieś przepisy?
I jeszcze sugestia, żeby Nowak wystawiał worki ze śmieciami w dniu odbioru (patrz fragment SMS-a na ilustracji poniżej) czyli koniecznie przed godz. 7.00, na przykład po szóstej. Dzień wcześniej, jak zawsze i jak wszyscy inni sąsiedzi, od teraz już nie można i to dotyczy wyłącznie jedynego mieszkańca warszawskiej Ochoty, Nowaka? Faceta, który nie lubi wstawać wcześnie rano, ale urzędnicy od teraz tego od niego wymagają? Czyżby dlatego śmieci nie odebrano, bo Nowak wstawił je do swojej altanki śmieciowej wieczorem w przeddzień odbioru śmieci (a nie w dniu przyjazdu śmieciarki), a czujni śmieciarze w porę ten skandal wyłapali, więc śmieci nie zabrali?
Jedna sprawa, różne wyjaśnienia
Ponieważ nie ma technicznej możliwości, aby na takiego SMS-a odpowiedzieć, a urzędnik odpowiedział anonimowo, Nowak mógł znów czekać na połączenie z infolinią 19115 (i odpowiedzieć na beztrosko zadane pytanie) lub połączyć się z kimś na internetowym czacie. Zrobił to drugie i mimo obowiązków zawodowych, znów stracił trochę czasu. Po raz kolejny opisał sprawę i poinformował, że wciąż czeka na odbiór śmieci.
Trzecia odpowiedź na tę samą tak naprawdę sprawę (to był już trzeci numerek sprawy, dwie poprzednie figurowały online jako „zamknięte”) nadeszła tego samego dnia. Znów nikt nie zadzwonił, nie próbował wyjaśnić czy przeprosić.
Tym razem w SMS-ie nie wspomniano o „prawdopodobieństwie” ani nie zapytano o istnienie altanki śmietnikowej. Pojawił się kolejny, zaskakujący temat: w systemie nie ma informacji o istnieniu altanki na posesji Nowaka, ale (dobra wiadomość!) właśnie ta informacja została wprowadzona.
Przez ćwierć wieku podobno nie było tej informacji w systemie, ale nieświadomym tego faktu śmieciarzom to nie przeszkadzało i zawsze odbierali śmieci z altanki Nowaka z domu na warszawskiej Ochocie. Teraz któryś z nich zadał sobie trudu i zamiast jak zwykle zabrać śmieci Nowaka, „zajrzał do systemu”. Stwierdził, że altanka u Nowaka może jest, ale nie figuruje w systemie, więc od teraz postanowił nie odbierać śmieci. Czy ktoś średnio inteligentny w takie warszawskie bajki uwierzy?
Wywóz śmieci Warszawa
Nowak dowiedział się też z SMS-a, że zatrudniono nowych pracowników (znaczy śmieciarzy) i oni mogli nie wiedzieć o altance śmietnikowej Nowaka. Ale co to znaczy wiedzieć lub nie? Przy każdym domku od ćwierć wieku na osiedlu, w widocznym miejscu jest altanka na śmieci. Tylko z altanki Nowaka śmieciarze kilka tygodni temu przestali je odbierać. To fakt, niezależnie od tego jaki jest procent prawdopodobieństwa (o którym warszawski urzędnik wcześniej wspomniał).
Ale czy fakty interesują urzędników z Warszawy? Jedna wciąż niewyjaśniona sprawa, trzy numerki interwencji od mieszkańca „odfajkowane”. Praca wre, a efektów wciąż nie widać. A jeśli w Warszawie jest tysiąc takich Nowaków? Ilu tu trzeba urzędników, żeby zajęli się każdą z podobnych spraw? A czystość, ekologia, segregacja śmieci?
Mieszkający na warszawskiej Ochocie Nowak wierzy, ze kiedyś jego śmieci znów będą odbierane. W to, że ktoś sprawę rzetelnie wyjaśni aby już nie nie powtórzyła, nie wierzy. O takich zwyczajnych, ludzkich przeprosinach, nawet nie myśli. A podatki w Warszawie płaci i płaci za odbiór śmieci. Jakiś naiwny ten Nowak, bo chyba powinien przestać płacić, skoro jest ignorowany, a usługa nie jest wykonywana?
Zagadka matematyczna czyli teoria prawdopodobieństwa
Załóżmy, że w Warszawie jest trzysta tysięcy gospodarstw domowych. Z każdego średnio co tydzień wybierane są śmieci. Jakie jest prawdopodobieństwo, że po ćwierć wieku z jednego z nich przez 2 kolejne tygodnie śmieci przez nieuwagę (przeoczenie) nie zostaną odebrane? I jak zmieni się obliczona już liczba, jeśli w tym samym gospodarstwie to samo wydarzy się nie 2, lecz 3 razy pod rząd?
Urzędnicy warszawscy dobrze kombinują, ale żaden z nich dotąd tego nie obliczył. Napisali do Nowaka, że jest że to „mało prawdopodobne”. Otóż to jest piekielnie nieprawdopodobne. Pytanie tylko, czy pecha ma Nowak czy warszawskie służby.
Pech – to jedno, lecz dlaczego warszawscy urzędnicy nie mają ochoty załatwić prostej sprawy? Nie umieją się z nią zmierzyć. Po co wyjaśnić, porozmawiać i zrozumieć? I jakie jest prawdopodobieństwo, że kiedyś śmieci Nowaka znów dołączą do śmieci wszystkich innych Warszawiaków? A nawet jeśli tak się stanie – jakie jest PRAWDOPODOBIEŃSTWO, że to się nie powtórzy?
Pytania do urzędników warszawskich
Aby nie było, że powyższy tekst jest informacją – publicznym donosem, który ma wyłącznie zdołować warszawskie służby (firmy sprzątające oraz urzędników podobno będących po to, aby rozwiązywać sprawy Warszawiaków), niżej kilka konkretnych informacji. Można z nich wyciągnąć sugestie co warto (należy?) zrobić, aby zmniejszyć liczbę podobnych irytujących / oburzających obywateli spraw. Zatem podsumowanie tematu, a jeśli ktoś jest inteligentny i umie myśleć, wyciągnie logiczne wnioski.
1) Brak rozmowy telefonicznej i niechęć urzędnika dla zrozumienia problemu obywatela. Zamiast wyjaśnienia sprawy, Warszawiak otrzymuje SMS-a oderwanego od rzeczywistości, który nic nie zmienia, a sprawa wciąż znajduje się w punkcie zerowym.
2) Obywatel nie ma możliwości odpowiedzi do urzędnika, wysłanej SMS-em. Pewnie dlatego, żeby nie zawracać już urzędnikowi głowy. Przecież urzędnik „załatwił” sprawę i w statystykach temat został załatwiony czyli oficjalnie jest po sprawie.
3) Choć urzędnik niczego nie załatwił, obywatel musi tracić kolejne godziny na połączenie z infolinią lub czatem online. Chodzi najprawdopodobniej o to, żeby wielu ludzi zrezygnowało z prób wyjaśnienia swojej sprawy. A w statystykach urzędniczych jest mnóstwo „załatwionych” spraw, choć wcale tak nie jest.
4) (Prawdopodobne) urzędnik jest rozliczany za liczbę zamkniętych reklamacji, choć problem wcale nie został rozwiązany. I kto tak naprawdę sprawdzi jaka jest rzeczywistość?
5) Sztuczne mnożenie liczby reklamacji (nadawanie jednej sprawie kilku numerów). Wcześniejsze sprawy (miały nadane konkretne numery) w statystykach figurują jako „zamknięte”.
6) Choć to jedna sprawa, obywatel otrzymuje wykluczające się ze sobą i oderwane od rzeczywistości informacje (prawdopodobnie od kolejnych urzędników). Nawet jeśli ktoś próbował coś sprawdzić, przekazane informacje są niewiarygodne, a nawet sprzeczne ze sobą.
7) Zamiast załatwić sprawę i sprawić, że obywatel będzie zadowolony, urzędnik ją ocenia: „To jest mało prawdopodobne”. Sugeruje, że obywatel tak naprawdę nie ma problemu, lecz kłamie i niepotrzebnie zabiera urzędnikowi czas.
8) Co to za warszawski porządek, skoro przez ćwierć wieku śmieci z altanki są odbierane, a gdy Warszawiak alarmuje, że coś źle zaczyna się z tym dziać, otrzymuje odpowiedź, że jego altanki na śmieci dotychczas… nie ma w systemie. Więc na jakiej podstawie odbierano mu śmieci wcześniej?
9) Czy Warszawiaka interesuje, że (podobno) są nowi pracownicy odbierający śmieci? Jego interesuje to, czy śmieci są odbierane. A urzędników POWINNO interesować czemu tak się nie dzieje. I interweniować, gdy Warszawiak w tej sprawie alarmuje.
Podsumowanie
Jedna w sumie drobna sprawa, być może zbieg kolejnych pomyłek i zaniechań śmieciarzy, pokazała niewydolność systemu reklamacji 19115. Nieporadność urzędniczą, brak logicznego myślenia, które obywatel odbiera jako ignorowanie jego problemu. Sprawa pokazała ewidentne błędy w komunikacji wewnątrz „systemu” oraz z obywatelem. Pokazała standardowe, szablonowe podchodzenie do spraw zgłaszanych przez obywateli i urzędniczą spychologię. Gdyby Nowak nie interweniował w kilku miejscach, jest prawdopodobnie, że jego sprawa nadal stałaby w miejscu, a on był przez urzędników traktowany jako balast. Obywatel czuł się jak osoba, której urzędnicy nie chcą słuchać i zrozumieć. Urzędnicy chcieli pozbyć się problemu, chociaż Nowak szukał pomocy tam, gdzie jej powinien szukać.
Co nie zadziałało i co trzeba zmienić? Nowak nie jest od tego. A śmieci nadal będzie produkował, tak jak wszyscy inni mieszkańcy Warszawy.
Wywóz śmieci Warszawa: (c) Satyryczny.com
Zobacz też:
> Ciekawostki o Warszawie
> Rzeźba sikającego psa na Ochocie