Content marketing – guest posts

Każdy, kto ma biznes w sieci i swoją stronę www chciałby, aby była jak najwyżej w wynikach wyszukiwania Google. Proste, ale w tym też trzeba być fachowcem. Albo mieć pieniądze i zatrudnić fachowców.

Teraz są mniej ważne wpisy w katalogach stron. Trzeba pisać i publikować artykuły sponsorowane u innych, za pieniądze. Dobre parametry stron, grupa docelowa, cena. Ponieważ poznałem już polski rynek i zrobiłem zakupy tam gdzie chciałem, w cenach które uważałem za rozsądne, ruszam w świat. Trafiam na odpowiednie profile na Facebooku, gdzie generalnie ludzie z branży SEO piszą po angielsku. Czy da mi się kupić i za ile? Czy będą niespodzianki? Oto moje spostrzeżenia.

Za darmo czyli za pieniądze

Ktoś daje wpis na grupie, że przyjmie za darmo artykuły do publikacji. Wystarczy się zgłosić na priv i przesłać swój artykuł. Sprawdzam kilka podanych domen. Parametry raczej kiepskie, widać że zaczyna, więc chce mieć trochę artykułów opublikowanych, aby potem dołączyć do tych, którzy za to samo biorą pieniądze.

Zgłaszam się na priv. Podaje kilka domen, niżej dodaje opis po angielsku, wyjaśniający o co chodzi. Czytam, że publikacja będzie za darmo. I po chwili, że będzie kosztować $5. Typowe wschodnie rozumienie handlu: jak ktoś bogatszy, powinien płacić (mam nie-arabskie nazwisko i piszę do niego po angielsku). Ponieważ za taką kwotę mogę kupić publikację na domenach o znacznie lepszych parametrach, grzecznie odmawiam. Wtedy pyta ile jestem w stanie zapłacić. Tak czy owak – skoro generalnie jego produkt jest dostępny za darmo (ale jak widać nie dla wszystkich), jak coś mu zapłacę (nawet $1, $2 albo $3) – i tak zarobi. Nie kontynuuję tematu.

Zaspamowane strony

Przeglądam oferty na grupie w komórce przy jakieś okazji i nie mam możliwości odpisania na inbox. Po prostu lajkuję wpis na grupie, bo przeczytałem że ktoś chce za dobrą cenę umieścić artykuły sponsorowane czyli guest posts. Szybko odzywa się gościu od oferty na inbox. Sprawdzam podane przez niego domeny. Parametry domen dosyć dobre (takie coś kupowałem niedawno za $5), jednak okazuje się że domeny (oprócz jednej) są zaspanowane (od 11 do 17%). Rozsądek i doświadczenie podpowiada, żeby czym prędzej wiać. Czyli rezygnować, bo będzie kłopot. Sprzedawca podaje też cenę: $50 za jeden wpis (artykuł). 10 razy więcej, niż to co kilka dni wcześniej kupowałem, w dodatku tu są zaspamowane domeny.

Rezygnuję ze współpracy, ale on nie daje za wygraną: taka duża cena, bo parametry domen są dobre. Piszę, że to kiepska oferta, bo ma spam. Widzę, że gościu namolny, więc go zablokowałem.

Content marketing. Nieoczekiwana zmiana ceny

Osoba zgłosiła się po tym, jak dałem informację, że jestem zainteresowanymi trzema niszami (domenami, gdzie jest konkretna tematyka). Podał nazwy kilku domen oraz cenę za jedną publikację: $15. Sprawdziłem domeny, cena pasuje, ale domeny nijak nie mają się do poszukiwanych przeze mnie nisz. Zapytany czy jest właścicielem portali odpisuje, że jest osobą z zespołu redakcyjnego.

Podejmuję decyzję o zakupie. Wszystko uzgadniamy, zamawiam 3 publikacje (razem $45), a 2 dni później wysyłam mu 3 gotowe artykuły po angielsku + 3 obrazki. Niedługo potem odpisuje, że język mojej strony (polski) jest inny niż trzech portali, gdzie mam wydrukować moje artykuły. Ponieważ moja strona nie jest po angielsku, cena się zmienia. Nie $15, ale $25 za każdą publikację. Miałbym zapłacić nie $45, ale $75. To już średni dla mnie biznes. Rezygnuję i grzecznie się rozstajemy.

content marketing artykuły sponsorowane guest post posts posty gościnne
Content marketing, artykuły sponsorowane, guest posts, posty gościnne…

Anglik – nie Anglik?

W internecie możesz być każdym. Wymyślasz sobie angielskojęzyczne imię i nazwisko i już jesteś Johny Wayne, Robert Redford, George Michael albo jakoś podobnie. Ale jak wysyłasz innym maila – okazuje się, że piszesz cyrylicą albo arabskim. Podobnie jest np. na Facebooku. Ładnie brzmiący pseudonim + profilowe zdjęcie przystojniaka i już robisz biznesy.

Odezwałem się do faceta który ogłosił, że szuka sprzedawców. On ma portale i dobrą cenę, inni mają mu załatwiać klientów. Odzywam się na inbox. Piszę, że nie chcę być sprzedawcą, ale może sprzeda mi bezpośrednio miejsce na moje artykuły. Podaje kilkanaście domen i cenę ($5), sprawdzam – cenę ma dobrą. Piszę, że zamówię 10 artykułów, w sumie $50. Piszę, że jestem z Polski, pytam skąd on jest. Pisze, że z Londynu. Trata-ta-ta. Znam takich. Anglik chciałby taką niską cenę, jak Hindusi i ci z Bangladeszu, którzy wciąż robią takie biznesy na Facebooku?

Transakcja poszła znakomicie. Po otrzymaniu 10 artykułów szybko je wstawił, wpłacam naPayPal. Sprawdzana GoogleMaps. Okazuje się że faktycznie gościu jest z Londynu. Z centrum Londynu.

Sprzedawca nie zna ceny

Osoba informuje wszystkie osoby w grupie, że może opublikować artykuły sponsorowane w dobrej cenie. Załącza pod swoim wpisem listę około 10 domen. Piszę do niego na priv, proszę o domeny + ceny. Dosyć szybko odpisuje, podając nazwy domen, które wcześniej wrzucił, więc już je znam. Znów proszę go o ceny. Nie podaje, za to pyta na której domenie chcę opublikować artykuł sponsorowany. Ponieważ decyzje podejmuję nie w ciemno, lecz gdy mam produkt oraz cenę, odpisuję do niego: Rozumiem, że jesteś sprzedawcą i właściciela każdej domeny najpierw musisz spytać o cenę, dopiero wtedy podasz mi swoją cenę. Już nie odpisał.

Cena jest względna

Prawdopodobnie ktoś zauważył, że kilka razy zalajkowałem wpisy na grupie. Nie-arabskie nazwisko, więc pomyślał że mam kasę. Dostałem e-mailem ofertę na jakieś kilkanaście domen i publikację na nich artykułów. Odpisałem, że mógłbym się zastanowić nad współpracą, jeśli będę znał ceny. Szybko dostałem odpowiedź: 70 dolarów za jeden artykuł. Opisałem, że takie ceny mnie nie interesują i kupuję max za 10 dolarów. Tym razem odpisał, że jednak oferuje 30 dolarów. Stanęło na $25. Cóż, towar jest tyle wart, za ile ktoś chce go kupić… Jak by nie liczyć, $70 i $25 za ten sam towar, to ogromna różnica.

Bezpłatnie czyli za 100 dolarów

Na koniec najciekawsza informacja. Inna grupa – tu kontaktują się ze sobą osoby, które chcą barterowo wymienić się linkami na swoich stronach. Sama nazwa grupy na to wskazuje (free change links). Postanowiłem sprawdzić, jak to działa. Zalajkowałem kogoś, kto napisał, że wymieni się linkiem. Szybko znalazł mojego maila i napisał do mnie. Podał kilka swoich domen i napisał, że chętnie wymieni się linkami. Znam jego domeny, więc podałem mu moje. W odpowiedzi napisał, że… będzie mnie to kosztowało $100 za jedną domenę. Kilkaset dolców.

Do dziś nie wiem czy szukał jelenia, czy po prostu nie zna angielskiego i pomylił komercyjną sprzedaż miejsca na artykuł (na swoich domenach – co wycenił na setkę baksów za publikację jednego artykułu) z wymianą linków, która odbywa się po przyjacielsku. Choć bardziej skłaniam się do podejrzenia, że te 100 dolców to dla niego góra forsy i po prostu chciał sobie zażartować.

Content marketing: (c) Satyryczny.com

Zobacz też:
> Artykuły sponsorowane. Trudna sztuka pisania tytułów
> Jeśli chcesz kupić linki i opublikować artykuły